Rozmowa z Nikolą Kucharską autorką i ilustratorką książek dla dzieci
Książki ilustrowane przez Panią zajmują szczególne miejsce wśród najwspanialszych tytułów dla dzieci, które miałam przyjemność recenzować. Stworzone przez Panią światy i bohaterowie zdobyli serca wielu małych czytelników – w tym także mojej rodziny.
Bepa i Michał, Kurzol i Antek czy też bajkowe postacie z gry obrazkowej „W Krainie Baśni”, nagrodzonej w konkursie Zabawka Rok 2022, to niemal kultowe postacie. Obserwując Pani twórczość już od dłuższego czasu mam wrażenie, że dopiero się Pani rozkręca. Genialnych pomysłów jest coraz więcej. Ilustracje zachwycają, są barwne, rozbudowane i pełne szczegółów. Mają w sobie to COŚ, co podoba się dzieciom.
Mam wrażenie, że tematyka Pani prac nie jest przypadkowa – edukacja odgrywa w nich kluczową rolę. Wiedza podana w formie komiksowej opowieści, gry czy angażujących zabaw, trafia do dzieci, inspiruje i rozbudza ich ciekawość. Tworzone przez Panią ilustracje to nie tylko wizualne perełki, ale też zaproszenie do niezwykłej przygody, będącej jednocześnie fascynującą podróżą lub misją prowadzącą do określonego celu.
N: Dlatego moje pierwsze pytanie dotyczy poniekąd podróży. Jak zostaje się ilustratorką książek dla dzieci? Czy ta podróż była spełnieniem marzeń?
Nikola Kucharska (dalej N. K.): Wiele osób sądzi, że żeby być ilustratorką, trzeba się urodzić z talentem. Ja sądzę, że od predyspozycji istotniejszy jest upór, ciężka praca i ambicja. Nigdy mi tych cech nie brakowało, więc po 6 latach szkoły artystycznej i dostaniu się na Akademię Sztuk Pięknych zaczęłam drzwiami i oknami dobijać się do wszystkich polskich wydawców. Już na pierwszym roku studiów udało mi się wydać pierwszą książkę i od tamtego czasu nieprzerwanie, od 12 lat, jestem obecna na polskim rynku wydawniczym.
N: Proszę zdradzić kulisy pracy ilustratora. Jak wygląda praca rysownika dziś w dobie nowych technologii?
N. K.: Jestem typem ilustratora-trolla. Najlepiej czuję się, siedząc w swojej jaskini, rysując i nie musząc wyściubiać z niej nosa do ludzi. Nowe technologie mi to ułatwiają. Z wydawcami, czy dziennikarzami mogę kontaktować się online i większość czasu poświęcić na pracę nad książkami. Tylko czasami zdarza mi się opuszczać moją jamę i wyruszać na targi książki, czy inne spotkania z czytelnikami.
N: Edukacyjny wymiar ilustracji jest wyraźnie obecny w Pani twórczości, a podejmowana tematyka oscyluje gdzieś między światem przyrody, naukami ścisłymi i technologiami, a szczyptą baśni, które pobudzają wyobraźnię. Jak wygląda proces wyboru projektów nad którymi Pani pracuje? Czy ma Pani wpływ na ich ostateczny kształt? I czy zdarza się, że koncepcja ilustracji decyduje o charakterze całego dzieła?
N. K.: Uwielbiam projekty nietuzinkowe i innowacyjne. Im większym wyzwaniem jest projekt, tym chętniej się go podejmuję. Widać to zresztą w tworzonych przeze mnie książkach — hybrydowa seria książko-komiksów „Kurzol”, komiks z aplikacją mobilną “Tropicielonauci, czy prawie 4-metrowe leporello „Podróż dookoła świata”, to tylko kilka przykładów.
Ważne jest też dla mnie, aby nie być „tylko” ilustratorką, ale raczej „twórczynią książek”. Wiele z projektów, przy których pracuję to autorskie publikacje, w których wcielam się w bardzo wszechstronne role. Jestem zarówno dyrektorką kreatywną, (która wymyśla koncepcję książki), dyrektorką artystyczną (która projektuje layout i koncepcję wizualną książki), ilustratorką (która realizuje tę wizję), pisarką (która pisze teksty) oraz projektantką (która składa to wszystko do kupy w spójny projekt typograficzno-rysunkowy). Tak holistyczne podejście do tworzenia książki pozwala mi mieć bardzo duży wpływ na ostateczny kształt projektu i maksymalnie zintegrować ze sobą tekst, wizualia i przekaz danej publikacji.
N: Jakie wyzwania napotyka Pani przy łączeniu sztuki ilustracyjnej z funkcją edukacyjną? Czy ma Pani swoje sprawdzone sposoby, aby zangażować młodego odbiorcę? N. K.: Myślę, że podział na książki „edukacyjne” i „nieedukacyjne” jest dość sztuczny. Ostatecznie „edukacja” to nie tylko przekazywanie informacji z różnych dziedzin nauki. Edukacja to również, a może i przede wszystkim, kształtowanie postaw, nauka krytycznego myślenia, rozwijanie decyzyjności, zastanawianie się nad tym jak zachowalibyśmy się w danej sytuacji. W tym sensie niemal każda książka jest edukacyjna.
Myślę też, że książka przede wszystkim powinna być dobrą zabawą i rozrywką — tylko wtedy trafia do czytelnika, jest go w stanie wciągnąć, zaciekawić i mimochodem czegoś nauczyć. Obecnie często trafiam na wszechobecny przekaz medialny, że „nie samą pracą żyje człowiek” i że, my dorośli, musimy nauczyć się odpoczywać. Dlaczego więc jednocześnie, jako dorośli, staramy się nauczyć czerpać rozrywkę dla samej zabawy i każemy dzieciom przyswajać treści, które są esencją nauki w każdym calu?
Staram się, żeby w moich książkach wiedza i morały były zawsze odpowiednio zrównoważone humorem, zabawą i sporą dawką dobrej rozrywki.
N.: Jest Pani autorką zarówno tekstu, jak i ilustracji książki „Bepa i Ziemianie. Misja Profesora”. Czy stworzenie dzieła w pełni własnego, od początku do końca, jest rzeczywiście łatwiejsze niż praca we współpracy z innym twórcą? N. K.: I tak i nie — na pewno jest o tyle łatwiej, że mam kontrolę nad każdym aspektem książki i jedyną osobą, z którą muszę dojść do kompromisu, jestem ja sama. Jako trollicy, nieumiejętnej w komunikację, jest mi to bardzo na rękę. Samodzielna praca nad wszystkim pozwala też maksymalnie zespoić ze sobą warstwę treściową i ilustracyjną, dzięki czemu obie zyskują na jakości.
Z drugiej strony, jeśli książka nie odniesie sukcesu lub nie spodoba się czytelnikom, to nie ma współautora, który byłby współwinny tej sytuacji (śmiech).
N: Jak się dowiadujemy z lektury „Bepy i Ziemianina” planeta Ziemia, czyli świat Michała i nas czytelników, pełen jest sprzeczności. Nie zdawałam sobie sprawy, że nasza cywilizacja jest taka osobliwa. Czy te dziwności przyszły Pani zupełnie naturalnie w trakcie tworzenia, czy to efekt dłuższej obserwacji? N. K.: Może to być nieco zaskakujące, ale historia z “Bepą” zaczęła się od tego, że Nasza Księgarnia zleciła mi stworzenie komiksu o geografii… Zaczęłam się zastanawiać, jak nieszablonowo podejść do tematu i do głowy wpadł mi pomysł na kosmiczne biuro podróży. Zrobienie bohaterami przybyszów z innej planety pozwoliłoby mi na stworzenie postaci oglądających naszą planetę zupełnie świeżym okiem — bez naszych kontekstów kulturowych, założeń, wiedzy historycznej i biologicznej… Tacy bohaterowie pozwoliliby odkrywać na nowo oczywiste aspekty naszej codzienności. Jednocześnie zestawienie ich niewiedzy i wiedzy czytelnika miałoby szansę stworzyć efekt komediowy. Ostatecznie geografia ulotniła się z tego projektu i skupiłam się w nim na czymś innym.
Ze względu na podróż myślową, którą odbyłam podczas pracy nad tą książką, „Bepa” jest dla mnie jednym z najważniejszych, najbardziej osobistych i trudnych projektów, przy których pracowałam. Najtrudniejsze było ujęcie wszystkich moich przemyśleń, książek, które przeczytałam w trakcie pracy i niejednokrotnie trudnych wniosków, do których doszłam w sposób nienachalny, lekki i zabawny. Zależało mi na tym, żeby “Bepa” była książką dla każdego, a nie tylko dla ludzi, którzy patrzą na świat tak, jak ja. Opowiadanie o rzeczach dla nas istotnych bez zbędnego zadęcia jest niezwykle trudne.
Nad pierwszym tomem pracowałam przez ponad rok i był to rok ciężkiej i bardzo intensywnej pracy.
N: Jeśli można tak powiedzieć, to od czego zaczyna się pomysł? Czy proces powstawania postaci, takiej jak Bepa, jest czasochłonny? Skąd tak oryginalna konstrukcja świata, z którego pochodzi Bepa, a w której Ziemianie zostali domowymi pupilami kosmitów? N. K.: Pomysły są wszędzie wokoło — trzeba być tylko czujnym, żeby je w porę zauważyć. Ja najczęściej wpadam na pomysły, chodząc. I tak np. pomysł na dżdżownice Franię, która jest bohaterką “Bepy i Ziemianina” i jedną z głównych przyczyn, dla których cała opowiedziana w tym komiksie historia się zadziała, narodził się podczas przechadzki w deszczu.
Szłam po mokrym chodniku, który cały był usłany trupami dżdżownic. Wyraźnie próbowały przepełznąć z jednej strony przejścia na drugą i gdzieś w trakcie swojej wędrówki padały ofiarą przechodniów. Idący ludzie nie zwracali uwagi, że właśnie zabili przepełzające, małe stworzonko. Bardzo mnie ta myśl uderzyła — w końcu dżdżownice to dość niesamowite stworzenia. Dlaczego dla nas, ludzi są tak nieważne i zwyczajne, że nie zauważamy nawet kiedy kończymy ich świat jednym, nieuważnym krokiem? Czy tylko dlatego, że są tak różne od nas samych? Z drugiej strony, większość z nas nigdy nie nadepnęłaby z równą łatwością na większość innych zwierząt — dlaczego? I tak z przewrotnej myśli narodził się pomysł na serię książek, w której to dżdżownice okażą się niezwykłymi istotami wywyższonymi ponad ludzkość. Żeby uznać je za lepsze, należy w końcu tylko zmienić diametralnie kryteria oceny.
N: Jak wygląda proces współpracy ilustratora z autorem tekstu? Może Pani opowiedzieć o swoich doświadczeniach na przykładzie „Kurzola’, którego trzeci tom – „Kurzol. Kto ukradł pamięć? „– ukazał się w październiku. Czy miała Pani pełną swobodę przy projektowaniu postaci, mieszkania stworka i wnętrza organizmu? N. K.: Ten proces wygląda bardzo różnie i jest mocno zależny od tego, jaka jest dynamika między autorami. Zdarza się, że ilustrator jest w takim duecie traktowany drugorzędnie, jako „tylko ten rysujący”.
W „Kurzolu” jest zupełnie inaczej — mamy z Bogusiem bardzo partnerskie podejście do tej serii. Ilustracje stanowią 50% całej książki i występują w niej na równych zasadach co tekst ciągły. Zarówno współautor jak i wydawca dają mi pełną swobodę w kreacji bohaterów i świata przedstawionego. Staram się z nimi konsultować moje ilustracje i uwzględniać też ich pomysły, choć zazwyczaj twardo bronię swojej wizji artystycznej i ostateczne słowo w temacie grafiki należy zwykle do mnie.
N: Ilustruje Pani nie tylko książki, ale również tworzy gry dla dzieci. Wspomniane klasyczne gry planszowe na spostrzegawczość takie jak „W Krainie Baśni” oraz „W Krainie Legend” dla młodszych dzieci, cieszą się dużym uznaniem. Z kolei kilka dni temu swoją premierę miała książka-gra „Tropicielonauci. Misja 1: Zaginiony kudłacz Wierciuch”, która łączy komiksową narrację z interaktywną zabawą wymagającą wykorzystania aplikacji. Skąd wziął się pomysł na tak nowatorski projekt i jak wyglądała praca nad jego realizacją? N. K.: ”Tropicielonauci” to projekt, nad którym zaczęliśmy pracować z Michałem prawie 10 lat temu. Byliśmy wtedy parą studentów z marzeniem stworzenia czegoś innowacyjnego i niesamowitego. Ja już wtedy miałam na koncie kilka zilustrowanych książek, a Michał od kilku lat, ze sporymi sukcesami, zajmował się grafiką do gier wideo.
Chcieliśmy stworzyć projekt, który połączy to, w czym każde z nas jest najlepsze i jednocześnie pokaże, jak dalece można zaangażować nowe technologie w świat tradycyjnego komiksu.
“Tropicielonauci” nie powstawali oczywiście przez 10 lat — wielokrotnie odkładaliśmy projekt do szuflady, nie mogąc znaleźć odpowiedniej formy i najlepszego kształtu dla naszego pomysłu. 1,5 roku temu wyjęliśmy z zakamarków komputerowego dysku makietę projektu i pokazaliśmy ją wydawnictwu Muduko, które zakochało się w naszym pomyśle od pierwszego wejrzenia. I tak praca nad książką ruszyła na nowo, pełną parą i w tym miesiącu komiks wreszcie trafił w ręce czytelników!
N: Lektura Tropicielonautów wydaje się wymagać kilku kluczowych kompetencji przyszłości: otwartości, umiejętności korzystania z technologii (aplikacji), analizy informacji i podejmowania decyzji – wszystko to w fascynującej, kosmicznej oprawie. Dla kogo powstali „Tropicielonauci?” N. K.: Myślę, że “Tropicielonauci” powstali przede wszystkim z myślą o kilkuletnich Nikoli i Michale, którzy uwielbiali książki odkrywające przed czytelnikiem niesamowity i nieznany świat, w którym można się głęboko zanurzyć i poznać wszystkie jego sekrety. Sądzimy, że jest to fantazja, która jest mocna nie tylko w nas, ale też w wielu czytelnikach.
N: Czy tak mogą wyglądać książki przyszłości?
N.K.: Ciężko powiedzieć. Rynek wydawniczy dynamicznie się zmienia — trendy szybko przychodzą i odchodzą, a autorzy i ilustratorzy starają się nadążyć za zmieniającymi się gustami czytelników. Różnorodnych, pięknych i ciekawych książek jest coraz więcej, a więc też coraz trudniej się na ich tle wyróżnić. Sądzę, że takie książki jak “Tropicielonauci”, które są dopracowane graficznie, edytorsko i oferują coś innowacyjnego i świeżego, mają szansę wypłynąć na tle reszty pojawiających się premier.
N: Jak dostosowuje Pani ilustracje do nietypowego formatu takiego jak Tropicielnauci? Czy proces tworzenia był inny niż w przypadku klasycznego komiksu? N. K.: “Tropicielonauci” dość mocno zmusili mnie do wyjścia z mojej strefy komfortu. Michał, który był dyrektorem artystyczny naszego projektu, miał mocną wizję tego jak chce, żeby ten komiks wyglądał. Wymarzył sobie nieco bardziej malarskie ilustracje, pejzażowe kadry i mocne, monochromatyczne palety kolorów. Żadna z tych rzeczy nie cechuje większości moich ilustracji, więc początkowo przeżywałam męki twórcze, próbując sprostać założeniom tego projektu. Kiedy jednak złapałam tę wizję i ilustracje zaczęły wyglądać zgodnie z naszymi oczekiwaniami, praca była dla mnie bardzo satysfakcjonująca. Mówiłam już, chyba że kocham wyzwania — każda rozkładówka w tym komiksie była wyzwaniem i każda z nich jest dopracowana co do piksela.
“Tropicielonauci” są interesujący z jeszcze jednego powodu — to pierwszy projekt, do którego ilustracje tworzyłam we współpracy z innym grafikiem. Podzieliliśmy pracę nad nimi na kilka etapów i częścią z nich zajmował się Michał. Prawdopodobnie nikomu innemu nie pozwoliłabym grzebać przy swoich rysunkach. Sądzę jednak, że w tym wypadku zaskutkowało to nową wartością i naprawdę efektownymi grafikami.
N: Czy planuje Pani dalsze eksperymenty z formą, takie jak książki-gry lub inne interaktywne formaty? N. K.: Ubiegły rok był dla mnie niesamowicie intensywny i wyczerpujący: jednocześnie pracowałam nad „Bepą i Ziemianinem” (którą napisałam i narysowałam), nad „Kurzolem” (który jest książko-komiksem), nad “Tropicielonautami” (którzy są grą komiksową) i nad „Krainą Legend” (która jest grą modułową). Wszystkie te projekty są bardzo czaso i pracochłonne i wyssały ze mnie wszystkie soki. Na jakiś czas muszę chyba zwolnić i odpocząć przy trochę mniej szalonych projektach.
Zapewne, jednak wytrzymam w tym założeniu do pierwszej nieszablonowej propozycji współpracy, która otrzymam…
N: Kto lub co inspiruje Panią w pracy?
N. K.: Jedną z podstawowych zasad mojej filozofii twórczej jest to, że rysowanie, jako fizyczne machanie ręką po kartce/tablecie to zaledwie 30/40% naszej pracy. Pozostałą część stanowi myślenie o tym co i jak narysować. Czytanie książek, oglądanie filmów, myślenie, chłonięcie otaczającego nas świata jest więc częścią naszej pracy. Staram się więc szukać inspiracji i pomysłów wszędzie wokoło.
N: Czy jest artysta lub ilustrator, który szczególnie wpłynął na Pani styl rysowania?
N. K.: W dzieciństwie uwielbiałam album Boscha, który mój tata miał w swojej biblioteczce. Godzinami studiowałam „Tysiącletnie Królestwo”, chłonąc każdy, najmniejszy szczegół obrazów. Dziś jestem znana przede wszystkim z bogatych w detal i bardzo szczegółowych ilustracji w typie wyszukiwanek — przypadek? Nie sądzę!
N: Tworzy Pani sztukę dla wymagających małych odbiorców – w jaki sposób sztuka towarzyszy Pani również poza zawodową działalnością? N. K.: Chyba w moim życiu nie ma mocnego podziału na to działalność zawodową i poza zawodową. Rysowanie zawsze było moją pasją, sposobem na wyciszenie i odprężenie. Odkąd stało się też moją pracą czas prywatny i zawodowy nieco się zatarły. Lubię chodzić do muzeów, teatru, opery, czytać książki i komiksy, czy grać w gry wideo. Ciężko mi jednak traktować te aktywności wyłącznie jako „pozazawodowe” spędzanie czasu — w końcu dzięki temu przychodzą mi do głowy pomysły na nowe projekty 🙂
N: Co Pani lubi najbardziej w swojej pracy? A czego Pani nie lubi? N. K.: Każdy z nas ma w życiu jakieś przemyślenia, wartości i sprawy, które są dla niego istotne. Rzadko kiedy mamy jednak możliwość realnego wpływania na naszą rzeczywistość. Tworzenie książek dla dzieci daje taką szansę. Literatura dziecięca to istotny kanał, za pomocą którego jesteśmy w stanie kształtować postawy, wartości i wrażliwość młodych ludzi. Ciężko jest zmienić zdanie dorosłego człowieka, który ma już jakiś ogląd na świat. Dzieci dopiero kształtują swoją wrażliwość i sposób postrzegania rzeczywistości — dlatego tworzenie wartościowej i mądrej literatury jest nie tylko pracą, ale też misją.
Z drugiej strony jest to też zadanie bardzo trudne. Sztuka jest subiektywna — nie ma „dobrych” i „złych” książek w sensie obiektywnym. Są tylko takie, które się komuś podobają lub nie. Bardzo trudno jest tworzyć coś w obrębie tak efemerycznej dziedziny — większość artystów musi się mierzyć ze stałymi wątpliwościami, czy to, co robią, ma sens, czy to się ludziom spodoba, czy obrali właściwy kierunek… Książka powstaje długimi miesiącami — wkładamy w nią mnóstwo pracy i serca. Bardzo trudnym i przykrym momentem jest kiedy widzimy, jak krótkie życie mają współcześnie książki. Kilka miesięcy po premierze jest wysyp recenzji, a potem czytelnicy odpływają do kolejnych nowości i tracą zainteresowanie naszą książką.
N: Czy pamięta Pani swoją pierwszą ilustrację, która szczególnie się udała? Taką, która zdobyła Pani serce i do dziś budzi wyjątkowe emocje?
N. K.: Moimi ulubionymi ilustracjami/książkami są zawsze te, które dopiero skończyłam robić. Szybko zaczynam widzieć ich słabe strony i dostrzegam, co mogłabym w nich poprawić — wtedy tracę nimi zainteresowanie i zaczynam tworzyć coś nowego. Ten perfekcjonizm sprawia, że nie mam starych ilustracji, które wspominam z jakimś dużym rozrzewnieniem. Niedawno zakończyłam rysowanie „Tropicielonautów” i “Bepy i Ziemianina”, więc aktualnie ilustracje z tych książek darzę największą sympatią.
N: Czy może Pani zdradzić czy jakiś ze znanych już bohaterów doczeka się kolejnej przygody? A może nowe postacie już widać na horyzoncie?
N. K.: Pracuję aktualnie nad czwartym tomem “Kurzola” i drugim tomem “Bepy i Ziemianina”, więc w przyszłym roku na pewno można wyglądać dalszych przygód tych bohaterów.
N: Jakie plany ma ulubiona ilustratorka dzieci na najbliższą przyszłość? N. K.: Chciałabym się wyspać i nieco zwolnić. Wspominałam już, że ubiegły rok miałam bardzo intensywny. Ja stale się uczę, że „praca to nie wszystko” i że muszę też poświęcać czas na odpoczynek. Praca nad moim work-life-ballance to chyba największe z wyzwań, jakie czekają mnie w nadchodzącym czasie. A poza tym chciałabym kontynuować serie, nad którymi zaczęłam pracę i z otwartymi oczami i głową będę szukała nowych pomysłów na kolejne książki. Życzcie mi powodzenia!
Pięknie dziękuję za rozmowę, bo zostawiła wiele ciekawych myśli na przykład tym „krótkim” życiu książek. Czuję tak samo.
Życzę powodzenie i kibicuję jak zawsze!
Nikola Kucharska – Ilustratorka oraz twórczyni książek, komiksów i ilustracji do gier planszowych dla dzieci i młodzieży. Ukończyła projektowanie graficzne na katowickiej ASP. Współpracuje z wydawcami w Polsce oraz na świecie. Jest autorką kilkadziesięciu tytułów, z których wiele dostrzeżono i nagrodzono. Między innymi tytuł: „Fakty i plotki o smokach” – nagrodzono w 61 konkursie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Za tytuł„Zwierzęta, które zniknęły. Atlas zwierząt wymarłych” stworzony we współpracy z: Katarzyna Gładysz, Joanna Wajs i Paweł Łaczek otrzymała nagrodę w konkursie Mądra Książka Roku 2018, wyróżnienie w XVII edycji konkursu Świat Przyjazny Dziecku oraz nominację w konkursie Przecinek i Kropka Najlepsza Książka Roku 2018. Zerknijcie na pełną listę sukcesów autorki.
Zapraszam na moje recenzje książek:
Komiks edukacyjny – Kurzol. Strach się bać!